Гарун бежал быстрее лани, Быстрей, чем заяц от орла; Бежал он в страхе с поля брани, Где кровь черкесская текла; Отец и два родные брата За честь и вольность там легли, И под пятой у супостата Лежат их головы в пыли. Их кровь течет и просит мщенья, Гарун забыл свой долг и стыд; Он растерял в пылу сраженья Винтовку, шашку — и бежит!
И скрылся день; клубясь, туманы Одели темные поляны Широкой белой пеленой; Пахнуло холодом с востока, И над пустынею пророка Встал тихо месяц золотой!..
Усталый, жаждою томимый, С лица стирая кровь и пот, Гарун меж скал аул родимый При лунном свете узнает; Подкрался он, никем не зримый... Кругом молчанье и покой, С кровавой битвы невредимый Лишь он один пришел домой.
И к сакле он спешит знакомой, Там блещет свет, хозяин дома; Скрепясь душой, как только мог, Гарун ступил через порог; Селима звал он прежде другом, Селим пришельца не узнал; На ложе, мучимый недугом, Один, — он, молча, — умирал... «Велик Аллах, от злой отравы Он светлым ангелам своим Велел беречь тебя для славы!» «Что нового?» — спросил Селим, Подняв слабеющие вежды, И взор блеснул огнем надежды!.. И он привстал, и кровь бойца Вновь разыгралась в час конца. «Два дня мы билися в теснине; Отец мой пал, и братья с ним; И скрылся я один в пустыне, Как зверь, преследуем, гоним, С окровавленными ногами От острых камней и кустов, Я шел безвестными тропами По следу вепрей и волков; Черкесы гибнут — враг повсюду... Прими меня, мой старый друг; И вот пророк! твоих услуг Я до могилы не забуду!..» И умирающий в ответ: «Ступай — достоин ты презренья. Ни крова, ни благословленья Здесь у меня для труса нет!..» Стыда и тайной муки полный, Без гнева вытерпев упрек, Ступил опять Гарун безмолвный За неприветливый порог.
И, саклю новую минуя, На миг остановился он, И прежних дней летучий сон Вдруг обдал жаром поцелуя Его холодное чело; И стало сладко и светло Его душе; во мраке ночи, Казалось, пламенные очи0 Блеснули ласково пред ним; И он подумал: я любим; Она лишь мной живет и дышит... И хочет он взойти — и слышит, И слышит песню старины... И стал Гарун бледней луны:
«Месяц плывет Тих и спокоен, А юноша воин На битву идет. Ружье заряжает джигит, А дева ему говорит:
- Мой милый, смелее Вверяйся ты року, Молися востоку, Будь верен пророку, Будь славе вернее. Своим изменивший Изменой кровавой, Врага не сразивши, Погибнет без славы, Дожди его ран не обмоют, И звери костей не зароют. Месяц плывет И тих и спокоен, А юноша воин На битву идет».
Главой поникнув, с быстротою Гарун свой продолжает путь, И крупная слеза порою С ресницы падает на грудь...
Но вот от бури наклоненный Пред ним родной белеет дом; Надеждой снова ободренный, Гарун стучится под окном. Там, верно, теплые молитвы Восходят к небу за него; Старуха-мать ждет сына с битвы, Но ждет его не одного!..
«Мать ? отвори! я странник бедный, Я твой Гарун, твой младший сын; Сквозь пули русские безвредно Пришел к тебе!» — «Один?" "Один! _ А гле отец и ратя? - РПли Пророк их смерть благословил, И ангелы их души взяли». — «Ты отомстил?» — «Не отомстил... Но я стрелой пустился в горы, Оставил меч в чужом краю, Чтобы твои утешить взоры И утереть слезу твою...» «Молчи, молчи! гяур лукавый, Ты умереть не мог со славой, Так удались, живи один. Твоим стыдом, беглец свободы, Не омрачу я стары годы, Ты раб и трус — и мне не сын!..»
Умолкло слово отверженья, И всё кругом объято сном. Проклятья, стоны и моленья Звучали долго под окном; И наконец удар кинжала Пресек несчастного позор... И мать поутру увидала... И хладно отвернула взор.
И труп, от праведных изгнанный, Никто к кладбищу не отнес, И кровь с его глубокой раны Лизал рыча домашний пес; Ребята малые ругались Над хладным телом мертвеца, В преданьях вольности остались Позор и гибель беглеца.
Душа его от глаз пророка Со страхом удалилась прочь; И тень его в горах востока Поныне бродит в темну ночь, И под окном поутру рано Он в сакли просится стуча, Но внемля громкий стих Корана, Бежит опять под сень тумана, Как прежде бегал от меча.
|
Harun uciekał z pola bitwy, Gdzie tok czerkieskiej krwi się lał; Biegł niby łania w czas gonitwy, Jakby zająca orzeł gnał; Ojciec i dwa rodzonych braci Polegli tam za wolność gór, I juz tratuje nieprzyjaciel Ich głowy, odrzucone w kurz. Krew leje się i pomsty woła, Harunie, czy nie wstyd? Nie grzech? Rzuciłeś na bitewnym polu Gwintowkę, szablę — no i w bieg!
I dzień się ukrył; mgły poranne Oblekły ciemne już polany W szeroki kędzierzawy pas; Powiał zimnawy wiatr ze wschodu, I nad pustynią księżyc młody Cicho zazłocił się wśród gwiazd!..
Zmęczony, brudny i spragniony, Z twarzy ścierając krew i kurz, Harun wśród skał auł znajomy W świetle księżyca widzi tuż; Kradzie się nie zauważony… Spokój i sen ze wszystkich stron. Z śmiertelnej bitwy ocalony Do domu wrócił tylko on.
I saklę widzi on znajomą, Tam światło, więc gospodarz w domu; Nabrawszy hartu ile mógł, Harun przestąpił niski próg. Selim był jego przyjacielem, Lecz spotkać druha nie miał sił; Był ciężko chory i w pościeli śmierć przyjąć milcząc gotów był… «Allah akbar, — gość zaczął mowę, — On rzekł aniołom jasnym swym Dla sławy życie twe zachować!» «Co słychać?» — spytał go Selim. Otworzył oczy wciąż słabiejąc, I iskrą błysła w nich nadzieja! I z łoża przywstał, krew bojowa W ostatni czas zawrzała znowu… “Dwa dni w dolinie walka trwała; Ojciec mój poległ, bracia też; Jam uciekł — cóż pozostawało? — Ganiony jako dziki zwierz, Biegłem z zkrwawionymi nogami, Tu kamień ostry, a tu gad, Szedłem nieznanymi tropami, Gdzie wieprz i wilk swój stawią ślad; Mój przyjacielu, zadbaj o mnie, Czerkesi giną — wszędzie wróg… I — na Ałłacha! — twych posług Ja do mohiły nie zapomnę!..” A konający rzecze tuż: “Idź precz — twój los to pogardzanie, Ni dobrych słów ani mieszkania Ode mnie nie otrzyma tchórz!..” Stydem i męką przepełniony, Zrażony tym co rzekł mu druh Harun z powrotem, utęskniony, Przestępia nieprzyjaźny próg.
Kolejną saklę omijając, Przystał na chwilę biedak ten, I dni minionych lekki sen, Jak pocałunek ogrzewając, Na zimne czoło jego spadł; I słódki i świetlisty ład o duszy wrócił; pośród nocy Jakby płomienne czyjeś oczy Przed zbiegiem rozjaśniły się; I on pomyślał: kocha mnie, Jedynie mną żyję i dyszy… I zechciał do niej wejść — i słyszy, Piosenkę słyszy starych lat… I Harun niby księżyc zbladł:
“Księżyc przepływa Cichy, spokojny, A chłopak mój miły Idzie na wojnę. łąduje broń swą bojową I słyszy dziewczęce słowo
“ Idź śmiało w bój święty, Zaufaj losowi, A modl się Wschodowi I wierz Prorokowi, O sławie pamiętaj… Bo ten co swych zdradzi, Porzuci bój krwawy, I wroga nie zrazi — Zaginie bez sławy, I deszcze mu ran nie obmyją, I kości go zwierz nie zaryje… Księżyc przepływa Cichy, spokojny, A chłopak mój miły Idzie na wojnę …”
Nieszczęsny z opuszczoną głową W pośpiechu idzie od niej precz, I łza rzęsista pada znowu Na beszmet gdy popatrzy wstecz…
I otóż burzą pochylony Rodzinny widzi dom wśród skał; Nadzieją nową zachęcony, Harun pod jego oknem wstał. Na pewno żarliwe modlitwy Matka ku niebu wznosi tam; Czeka na syna z pola bitwy, Czeka że wróci — lecz nie sam!..
“Matko! Drzwi otwórz biedaczkowi, To ja, Harun, twój synek wszak; Przez kule ruskie — cały, zdrowy — Wróciłem!” — “Tyś sam jeden?” — “Tak.” “A ojciec, bracia?”“Wszyscy troje Polegli! — Prorok o nich wie, Ich dusze wzięli Aniołowie”. — “A ty zemściłeś?” — “Matko, nie… Do swoich gór ja wnet pognałem, Broń pozostawiąc w cudzym tłe, Żeby uciszyć twoje żale I pomóc wyschnąć twojej łzie…” “Milcz!.. Mówisz jak giaur nieprawy, Na wojnie tyś nie zdobył sławy, To odejdź, żyj samotnie, tchórz! Niech wstyd twój, o zdrajco wolności, Nie przyćmi dni mojej starości, Tyś nie mój syn — nie syn moj już!”
Umilkło słowo odrzucenia, I świt w okienku sennym zgasł. Przekleństwa, prośby i jęczenia Pod oknem trwały jakiś czas; Aż wreście krótki cios kindżała Położył hańbie jego kres… I matka rankiem go dojrzała… I odwróciła się bez łez.
I trup banity pogardzany Na cmentarz odnieść nikt nie śmiał, I krew z głębokiej jego rany Jedynie pies domowy ćpał. Dzieciaki małe w wojnę grały, Nad zwłokami sprawiając chęć… Jeno w legendach pozostały Haniebny zbiega czyn i śmierć.
Nie stanie on przed Bożym Okiem, Bo straszy go Proroka moc, I cień go pośród gór wysokich Do dziś się tuła w ciemną noc. Pod okno wchodzi wcześnie rano I prosi wpuścić go ten zbieg, Lecz słysząc głosny wiersz Korana, Znów biegnie tam, gdzie mgła poranna, Jak kiedyś przed pałaszem biegł.
Перевод Ан. Нехая
|